Brzydzę
się wszelkim robactwem i owadami. Wszelkimi żukami, mrówkami nie
mówiąc o ćmach. Pszczół i os też nie lubię. Pająki wydają mi
się obmierzłe, nie mówiąc o muchach. Od modliszek i ważek
wolałbym trzymać się z daleka.
Walki na miecze, intrygi, ratowanie świata o tym uwielbiam czytać.
A gdy do równania dochodzi magia- czytam litera po literze
zapamiętując formuły zaklęć i uważając na koncepcję magii w
danym fantastycznym świecie.
Dlatego
czytając „Imperium Czerni i Złota” miałem mieszane uczucia.
Z jednej strony mamy magię (niewiele, ale tym ciekawiej), mnóstwo
walk, intrygi, a z drugiej są całe rasy żukowców, modliszowców i
osowców. Na szczęście są to humanoidy, które mają pierwiastek
wspólny od odpowiednich owadów- albo pewien rodzaj magii zwany
sztuką, u osowców to żądło i skrzydła, albo owadzie cechy u
innych ras- żukowce są grube, mrówce żyją w uporządkowanych
społęczeństwach, ciemce są aktywne w ciemnościach. Pająkowce są
sprytne i mają dryg do intryg, żukowce są wytrzymałe,
ważkopodobni świetnie latają a ciemce mają oczy pokryte bielmem i
widzą w ciemności. Muszę przyznać, że pomysł na świat fantasy
zasiedlony przez owadopodobnych ludzi jest oryginalny i ma swój
urok. Zdecydowanie wyróżnia się od historii z elfami, krasnoludami
i smokami, żeby nie wspomnieć o wampirach.
W
dodatku akcja powieści ma miejsce w steampunkowym świecie po
rewolucji. Wtedy to machiny i trybiki wyparły magię. Magiczne
przedmioty i zdarzenia zaczęto tłumaczyć w sposób naukowy,
podobnie jak inne zjawiska. I łatwiej podróżować ortopterami,
heliopterami, samojazdami i lokomotywami. Technika ułatwiła ludziom
życie, a także toczenie wojen- powstały samopowtarzalne kusze,
broń palna, granaty. Nie wszystkie rasy zdołały się dostosować
do takiego stanu rzeczy, stąd dzielą się na pojętnych i
niepojętnych. Rasy pojętne jak żukowce, mrówce i osowce mają
wrodzoną zdolność do używania przedmiotów mechanicznych, do
zrozumienia zasad ich działania. Niepojętni nie są w stanie
otworzyć drzwi, bo nie wiedzą jak otworzyć zamek. Nie korzystają
z kuszy, nie prowadzą samojazdów i ortopterów. Zatrzymały się na
poziomie sprzed pięciuset lat. Poprzez zderzenie dwóch skrajnych
grup autor dotyka problemu wykluczenia społecznego.
Fabuła
Stenwold
Maker jest wynalazcę i Mistrzem Kolegium miasta położonego na
Nizinach. Jako jedyny głośno mówi o zagrożeniu jakie płynie ze
strony Imperium Os leżącego na dalekiej północy. Ponieważ nikt
go nie bierze na poważnie sam organizuje siatkę szpiegowską. Ale
to nie jego działania będziemy śledzić. Adrian Tchaikovsky
wprowadza czytelnika w świat owadopodobnych przez wprowadzenie do
siatki szpiegowskiej Stenwolda młodych podopiecznych żukowca- jego
siostrzenicę Cheerwell Maker, pajęczycę Tynisę, Księcia
Mniejszego Wspólnoty Ważek Salmę Diena i mieszańca Totho. Razem z
tą grupą czytelnik powoli poznaje realia fachu szpiegowskiego,
sytuację geopolityczną Nizin i powagę zagrożenia ze strony
osowców. Poznajemy wręcz typowe miasto steampunkowe- Helleron,
miejscowość pełną kuźni, fabryk i przestępców. Dobrze, że
czytelnik nie jest bombardowany realiami świata. Nie licząc
początkowych fragmentów oblężenia Myny przez osowców i przez
jakiś czas, gdy akcja toczy się w Kolegium, bo ciężko jest
zrozumieć o co chodzi z tymi robalami. Na szczęście z czasem
wszystkie wątpliwości zostają rozwiane. W powieści pojawią się
także wątki miłosne i dowiemy się o korzeniach jednej z postaci.
Na
dalszych etapach śledzimy też walkę szpiegowską z drugiej strony
barykady poznając kapitana Thalryka, majora Rekefu, osowca lojalnego
sługę Imperium. Dzięki temu widzimy jakie działania podejmują
obce strony i możemy się zastanawiać co z tego wyniknie- kto komu
pokrzyżuje plan. Sprawia to, że napięcie przed konfrontacjami
agentów szybko sięga granicy pęknięcia żyłki na czole.
Może
i nie narzekamy na natłok informacji, za to akcji w „Imperium
Czerni i Złota” nie brakuje. Pułapki, walki, układy, zabójstwa,
strategie dostarczają niezapomnianych emocji i wciągają po uszy.
Dobre wrażenie robią pojedynki na miecze. Opisane plastycznie i
dokładnie ruchy walczących współgrają z dynamiką starć.
Czekamy kto padnie pierwszy i wiemy z której strony padnie
śmiertelny cios. W walkach bryluje przyjaciel Stenwolda pochodzący
z niepojętnej rasy modliszowców Tisamon wraz ze swoim stalowym
szponem na ręku zabijający z gracją i łatwością, co jest typowe
dla członków tej rasy.
„Imperium
Czerni i Złota” to opowieść o zderzeniu młodych ludzi z
brutalną rzeczywistością. Studenci Kolegium nawet nie zdążyli
opuścić jego murów, a już są zmuszani do przelewani pierwszej
krwi. Później jest jeszcze trudniej- w Helleronie są zagubionymi
owieczkami, kiedy się rozdzielają przez pół książki nie mogą
się znaleźć. Świat o którym czytali nie jest tak piękny i miły
jak się zdawało. A oni wpadają w najbardziej lepką i brudną jego
część- sferę intryg, szpiegów, interesów. W sferę polityki, w
której przetrwają najsprytniejsi i najsilniejsi oraz ci, którzy
czują z której strony wieje pomyślny wiatr. Najcenniejszym towarem
jest zaufanie i inteligencja. Z czasem uczą się żyć. Przewidywać
konsekwencje swoich czynów. Staranniej dobierają słowa i myślą
zanim coś zrobią. A mimo to szybko okazuje się, że sytuacja ich
przerasta. Tylko nie wiedzą jeszcze jak bardzo.
Tak
oryginalnego i wciągającego fantasy ze świecą szukać. Świat
przedstawiony i rasy go zamieszkujące odbiegają od klasycznych
wzorców. Zachwycające walki i intrygi szyte grubymi nićmi
przyciągają do lektury i gwarantują wsiąknięcie w świat
wykreowany przez Adriana Tchaikovsky'ego. „Imperium Czerni i Złota”
stanowi kapitalny wstęp do cyklu „Cienie Pojętnych”. Nawet
jeśli nie przepadasz za owadami.
Ocena: 8,33
Cykl
Cienie Pojętnych
Tom I
Imperium Czerni i Złota
Autor:
Adrian Tchaikovsky
Przełożył
Andrzej Sawicki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz