środa, 9 października 2013

Imperium Czerni i Złota

Brzydzę się wszelkim robactwem i owadami. Wszelkimi żukami, mrówkami nie mówiąc o ćmach. Pszczół i os też nie lubię. Pająki wydają mi się obmierzłe, nie mówiąc o muchach. Od modliszek i ważek wolałbym trzymać się z daleka. 

Walki na miecze, intrygi, ratowanie świata o tym uwielbiam czytać. A gdy do równania dochodzi magia- czytam litera po literze zapamiętując formuły zaklęć i uważając na koncepcję magii w danym fantastycznym świecie.

Dlatego czytając „Imperium Czerni i Złota” miałem mieszane uczucia.



Z jednej strony mamy magię (niewiele, ale tym ciekawiej), mnóstwo walk, intrygi, a z drugiej są całe rasy żukowców, modliszowców i osowców. Na szczęście są to humanoidy, które mają pierwiastek wspólny od odpowiednich owadów- albo pewien rodzaj magii zwany sztuką, u osowców to żądło i skrzydła, albo owadzie cechy u innych ras- żukowce są grube, mrówce żyją w uporządkowanych społęczeństwach, ciemce są aktywne w ciemnościach. Pająkowce są sprytne i mają dryg do intryg, żukowce są wytrzymałe, ważkopodobni świetnie latają a ciemce mają oczy pokryte bielmem i widzą w ciemności. Muszę przyznać, że pomysł na świat fantasy zasiedlony przez owadopodobnych ludzi jest oryginalny i ma swój urok. Zdecydowanie wyróżnia się od historii z elfami, krasnoludami i smokami, żeby nie wspomnieć o wampirach.

W dodatku akcja powieści ma miejsce w steampunkowym świecie po rewolucji. Wtedy to machiny i trybiki wyparły magię. Magiczne przedmioty i zdarzenia zaczęto tłumaczyć w sposób naukowy, podobnie jak inne zjawiska. I łatwiej podróżować ortopterami, heliopterami, samojazdami i lokomotywami. Technika ułatwiła ludziom życie, a także toczenie wojen- powstały samopowtarzalne kusze, broń palna, granaty. Nie wszystkie rasy zdołały się dostosować do takiego stanu rzeczy, stąd dzielą się na pojętnych i niepojętnych. Rasy pojętne jak żukowce, mrówce i osowce mają wrodzoną zdolność do używania przedmiotów mechanicznych, do zrozumienia zasad ich działania. Niepojętni nie są w stanie otworzyć drzwi, bo nie wiedzą jak otworzyć zamek. Nie korzystają z kuszy, nie prowadzą samojazdów i ortopterów. Zatrzymały się na poziomie sprzed pięciuset lat. Poprzez zderzenie dwóch skrajnych grup autor dotyka problemu wykluczenia społecznego.

Fabuła
Stenwold Maker jest wynalazcę i Mistrzem Kolegium miasta położonego na Nizinach. Jako jedyny głośno mówi o zagrożeniu jakie płynie ze strony Imperium Os leżącego na dalekiej północy. Ponieważ nikt go nie bierze na poważnie sam organizuje siatkę szpiegowską. Ale to nie jego działania będziemy śledzić. Adrian Tchaikovsky wprowadza czytelnika w świat owadopodobnych przez wprowadzenie do siatki szpiegowskiej Stenwolda młodych podopiecznych żukowca- jego siostrzenicę Cheerwell Maker, pajęczycę Tynisę, Księcia Mniejszego Wspólnoty Ważek Salmę Diena i mieszańca Totho. Razem z tą grupą czytelnik powoli poznaje realia fachu szpiegowskiego, sytuację geopolityczną Nizin i powagę zagrożenia ze strony osowców. Poznajemy wręcz typowe miasto steampunkowe- Helleron, miejscowość pełną kuźni, fabryk i przestępców. Dobrze, że czytelnik nie jest bombardowany realiami świata. Nie licząc początkowych fragmentów oblężenia Myny przez osowców i przez jakiś czas, gdy akcja toczy się w Kolegium, bo ciężko jest zrozumieć o co chodzi z tymi robalami. Na szczęście z czasem wszystkie wątpliwości zostają rozwiane. W powieści pojawią się także wątki miłosne i dowiemy się o korzeniach jednej z postaci.

Na dalszych etapach śledzimy też walkę szpiegowską z drugiej strony barykady poznając kapitana Thalryka, majora Rekefu, osowca lojalnego sługę Imperium. Dzięki temu widzimy jakie działania podejmują obce strony i możemy się zastanawiać co z tego wyniknie- kto komu pokrzyżuje plan. Sprawia to, że napięcie przed konfrontacjami agentów szybko sięga granicy pęknięcia żyłki na czole.
Może i nie narzekamy na natłok informacji, za to akcji w „Imperium Czerni i Złota” nie brakuje. Pułapki, walki, układy, zabójstwa, strategie dostarczają niezapomnianych emocji i wciągają po uszy. Dobre wrażenie robią pojedynki na miecze. Opisane plastycznie i dokładnie ruchy walczących współgrają z dynamiką starć. Czekamy kto padnie pierwszy i wiemy z której strony padnie śmiertelny cios. W walkach bryluje przyjaciel Stenwolda pochodzący z niepojętnej rasy modliszowców Tisamon wraz ze swoim stalowym szponem na ręku zabijający z gracją i łatwością, co jest typowe dla członków tej rasy.

„Imperium Czerni i Złota” to opowieść o zderzeniu młodych ludzi z brutalną rzeczywistością. Studenci Kolegium nawet nie zdążyli opuścić jego murów, a już są zmuszani do przelewani pierwszej krwi. Później jest jeszcze trudniej- w Helleronie są zagubionymi owieczkami, kiedy się rozdzielają przez pół książki nie mogą się znaleźć. Świat o którym czytali nie jest tak piękny i miły jak się zdawało. A oni wpadają w najbardziej lepką i brudną jego część- sferę intryg, szpiegów, interesów. W sferę polityki, w której przetrwają najsprytniejsi i najsilniejsi oraz ci, którzy czują z której strony wieje pomyślny wiatr. Najcenniejszym towarem jest zaufanie i inteligencja. Z czasem uczą się żyć. Przewidywać konsekwencje swoich czynów. Staranniej dobierają słowa i myślą zanim coś zrobią. A mimo to szybko okazuje się, że sytuacja ich przerasta. Tylko nie wiedzą jeszcze jak bardzo.

Tak oryginalnego i wciągającego fantasy ze świecą szukać. Świat przedstawiony i rasy go zamieszkujące odbiegają od klasycznych wzorców. Zachwycające walki i intrygi szyte grubymi nićmi przyciągają do lektury i gwarantują wsiąknięcie w świat wykreowany przez Adriana Tchaikovsky'ego. „Imperium Czerni i Złota” stanowi kapitalny wstęp do cyklu „Cienie Pojętnych”. Nawet jeśli nie przepadasz za owadami.

Ocena: 8,33
Cykl Cienie Pojętnych
Tom I Imperium Czerni i Złota
Autor: Adrian Tchaikovsky
Przełożył Andrzej Sawicki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz