Wkroczyłem
na suchy przestwór oceanu. W promieniu wielu mil ode mnie nie było
wody. Wydaje mi się, że najbliższy akwen mam za sobą- w
Amisztarze, stolicy wielkiego imperium, leżącej na wyspie, na
jeziorze nazywanym Źródłem Życia. Nie mam pojęcia czy
rzeczywiście z tego miejsca wzięło się życie na świecie.
Zapewne to kompletna bzdura, choć z innej strony skąd na pustyni
obejmującej dobrą ćwiartkę kontynentu wzięli się ludzie?
Przywędrowali tu z bezpiecznych terenów Równiny Argońskiej? Czy
może z zalesionych obszarów na zachodzie? Może rzeczywiście
ludzie nie wzięli się na świecie z jednego miejsca tylko
wyewoluowali w wielu jednocześnie. Zresztą to nieważne. Mnie
pierdoły o genealogii ludzkości nie interesują.
Trudno
uwierzyć, że sam zaproponowałem wyprawę na bezkresną piaszczystą
pustynię, by ratować beznadziejną sytuację.
Ale,
jak już wspomniałem wyruszyłem z Amisztaru stolicy Imperium
Orientu.
Dla Birkarta dotarcie do Amisztaru zdało się łaską bogów, w których nomen omen nie wierzył. Miesiąc podróży przez Szlak Orientu zdążył go zmęczyć i znudzić. Pracował jako członek obstawy kupców. Miał ich chronić przed potworami i bandytami, szczególnie niesławnym Vazotasem, zbuntowanym generałem armii Imperium Amisztraju. Wielbłądzie zady i piasek po sam horyzont to jedyne widoki jakie mógł podziwiać. Co prawda zniósł trud podróży w bezustannym skwarze i nocne postoje lecz najgorszą wadą wędrówki okazał się brak emocji- karawana nie została napadnięta, zupełnie jakby ktoś wiedział, że pilnuje jej mag. W dodatku żaden kupiec nie zabrał ze sobą córki lub choćby żony, którą mógłby zabawić w trakcie drogi. Po trzydziestu dniach niestrudzonej podróży na horyzoncie zamajaczyły najwyższe wieże i minarety Pałacu Sułtana. W takiej chwili pierwsza myśl jaka przychodzi człowiekowi do głowy jest taka: to Fata morgana. Umysł zmęczony monotonnią podsuwa oczom wyobrażenie wyglądu Amisztaru wykreowane zarówno przez wiedzę podręcznikową jak i historie opowiadane przez towarzyszących Birkartowi kupców i opowieści karczemne zasłyszane w innych zakątkach świata. Mimo, że wśród tych ostatnich znalazłyby się takie, które bez wątpienia zdałyby się bzdurami Birkart musiał przyznać im rację. Przecież bzdurą jest istnienie olbrzymiego akwenu znanego jako Źródło Życia na samym środku olbrzymiej pustyni Dinar. A każdy krok w kierunku wody zdawał tylko potwierdzać te bzdury.
Miasto
Amisztar nie posiadało murów- naturalną ochronę przed wrogiem
stanowi pustynia. W oddali, na wzgórzu majaczył Pałac Sułtana a
pod nim, jak małych dzieci przy dziadku opowiadającym bajki roiło
się od pomniejszych rezydencji, dworków i pałacyków zamożnych
obywateli, ale wcale nie mniej pięknych. Dominującymi barwami były
przeróżne odcienie żółtego i pomarańczowego i jak w każdym
większym mieście czerwień. A najbardziej wyróżniającym się
elementem architektury miasta był właśnie Pałac Sułtana z jego
olbrzymimi minaretami i dziwactwami architektonicznymi. Minarety owe
zostały zmyślnie wkomponowane w budynek, a mianowicie zdawały się
wić wokół rogów budynku jak łodyga gigantycznej fasoli by z
śmiałością wystrzelić ku niebu. Nie przewyższały jednak
głównej wieży pałacu, która nie bez powodu porównywana jest do
fallusa. Po świecie krąży plotka, że sułtan więzi w nich swoją
córkę, choć zapewne bliższa prawdy jest teoria według której
mieści się tam imperialny harem, pełen kobiet przeznaczonych do
usługiwania urzędnikom dworskim. W tym drugim przypadku harem pełni
też niemałe źródło utrzymania imperialnej rodziny, bo żony i
konkubiny przebywają w innym miejscu. A przynajmniej niektóre.
Kolejnym rzucającym się w oczy elementem były korytarze niczym
wstęgi rozciągające się między minaretami i niektórymi
częściami pałacu. Przypominały fale morskie rysowane przez małe
dzieci z Królestwa Ithor. W dodatku wykonane były z marmuru zapewne
sprowadzanego z Równin Argońskich, materiału niezwykle pięknego i
co trzeba przyznać drogiego. W porównaniu do reszty miasta kolory
Pałacu Sułtana były znacznie chłodniejsze, ale zarazem żywsze.
Seledynowe ściany, lazurowe dachówki (choć przyjezdni mówili, że
są po prostu niebieskie, autochtoni upierali się przy swoim
nazewnictwie). W ciemności pałac wyglądał jak niebo upstrzone
gwiazdami ponieważ w jego ściany wmurowane zostały kamienie
szlachetne. Imperium Amisztraju może pozwolić sobie na taki
przepych. Wszystkie budowle leżące poniżej okalało bogactwo
zieleni- przerożne egzotyczne rośliny- bluszcze, winorośle i im
podobne, trzymały je niczym niemowlę trzymający się matczynej
piersi. W dodatku w powietrze ponad pałacykami strzelały strugi
wody z okazałych fontann znajdujących się na dziedzincach.
Niekiedy widać było przy nich feerię barw. Zabudowa, wcale nie
była taka ścisła jak można przypuszczać po ludnym mieście na
wyspie, dlatego między budynkami swobodnie rosły palmy w których
cieniu każdy mógł odpocząć. Gdzieniegdzie znajdowały się parki
i ogrody, sporych rozmiarów połacie zieleni w krajobrazie miasta.
Tak, Amisztar to prawdziwy raj na środku pustyni.
Podczas
swoich przygód Birkart poznał tylko jedną Amisztrajkę. Było to w
mieście stołecznym Królestwa Ithor parę miesięcy po tym od ojca.
Mieszkał tam w gospodzie, miejscu gdzie podawano przeróżne
cienkusze, a co za tym idzie roiło się od drobnych pijaczków
(znalazłoby się i parę moczymord). Tam doszły go słuchy o
genialnej dziewczynie o orientalnym odcieniu skóry, która pobierała
nauki w prestiżowej Akademii Wojskowej. Ponadto była najmłodszym w
historii magiem bojowym o stopniu Twórcy, najwyższym jaki mógł w
swej sztuce osiągnąć czarodziej. Piętnastoletni Birkart
zafascynowany tymi wieściami, korzystając ze swoich zdolności, bo
jakby na to nie patrzeć sam miał w zanadrzu parę sztuczek, dostał
się na teren żeńskiego dormitorium, gdzie zastał Viridianę.
Patrzyli na siebie przez chwilę- ona w nocnej koszuli, stojąca obok
łoża, on oparty o framugę okna wkradający się do jej pokoju.
Obyło się bez walki i, o dziwo, zachowali się w tej sytuacji jak
dorośli. Birkart przedstawił jej powód swojej niezapowiedzianej
wizyty. Viridianę zafascynował ten niewiele młodszy od niej
chłopiec. Siedzieli oboje na jej łożu patrząc się sobie w oczy,
niejako śledząc każdy ruch rozmówcy, dyskutując o magii,
dziedzinie, która ich łączyła. Przedstawiali sobie nawzajem różne
teorie, perorowali, deliberowali, argumentowali, kontrargumentowali,
ripostowali. Przeprowadzili własne badania, wysunęli wnioski ze
swoich obserwacji. Sporo krzyczeli, bo jak na całym kontynencie
wiadomo, nikt nie pieprzy się tak namiętnie i bezpardonowo jak
młodzi magowie odkrywający tajniki sztuki miłosnej, a to dlatego,
iż sobie znanym sposobem, bez użycia eliksirów, czarodzieje
wszelakiej maści potrafią uniknąć efektów niepożądanych
związanych ze stosunkiem. W
czasie ich znajomości zorientował się co do natury swojej
towarzyszki. Podobnie jak on emanowała specyficzne mikrostruktury
magiczne. Tym odróżniali się od innych magów. Te struktury były
typowe dla istot stworzonych przy pomocy kamienia filozoficznego.
Fakt, iż nie jest jedyny w swoim rodzaju dodał mu otuchy, ale wolał
zachować tę informację dla siebie. Kto wie jak dziewczyna mogłaby
zareagować na wieść o swoim prawdziwym pochodzeniu, o tym kim lub
czym naprawdę jest? Więc
Birkart poszedł dalej. Opuścił kobietę którą, choć przez
chwilę kochał, uznając, że tak powinien zachować się mężczyzna-
chronić tych których kocha. Więc uciekł z miasta i ruszył w
świat.
Teraz jest w Amisztarze stolicy wielkiego Imperium, ma przy sobie
pokaźną sumkę w złocie i ogromną ochotę na przetestowanie
tutejszej kuchni". Przejście dosyć długiego mostu zmogło
nieco maga. Przysiadł na ławce w kramie tuż przy wejściu do
miasta. Od razu podeszłA do niego młoda dziewczyna odziana w
zwiewny materiał otulający jej słusznej wielkości piersi i równie
lekką spódnicę. Birkart włożył niemały wysiłek w
powstrzymanie się od naturalnej reakcji na widok sutków kelnerki.
Podziękował skinieniem głowy i wychylił cały dzban wody. A potem
drugi. I napełnił u sprzedawcy wody swoje bukłaki. Następnie
skierował się w kierunku miasta.
Było
już późne popołudnie. Mimo to ulice pełne były ludzi chodzących
w tę i we wtę. Stragany nadal pełne były wszelakich dóbr- od
żywności, po sprowadzane z dalekiego wschodu materiały i
kosztowności. Birkart rozglądał się za szyldem hotelu bądź
gospody. Uważał w tłoku na ludzi. Wolałby nie łamać ręki
idiocie, który spróbuje go okraść. Tak więc szedł przed siebie
gubiąc się w labiryncie pełnym zapełnionych ludźmi uliczek.
—
Przepraszam, gdzie znajdę miejsce do spoczynku?- zapytał pewnego
kupca zwijającego stragan.
—
A! Od razu poznać, że przyjezdny! Przegapiłeś zejście do
dzielnicy hotelowej. Musisz się cofnąć i wejść w czwarty zakręt
w prawo, później weź następny zakręt w lewo.
—
Dziękuję dobry człowieku- odrzekł i rzucił mu złotą monetę.
Podążył
w kierunku wskazanym przez sprzedawcę. Droga była długa i męcząca.
W końcu stanął na drugim skrzyżowaniu. Po lewej miał dzielnicę
hotelową- wskazywała na to zabudowa i wysokość budynków. Nie
mógł oprzeć się pokusie i spojrzał co znajduje się po prawej.
I oczom jego ukazała się Dzielnica Czerwonych Latarni. Na sznurach
między budynkami wisiały czerwone lampiony z papieru. Z ulicy
słychać było gwar i wesołość towarzyszącą przeróżnym
uciechom. Birkart otarł cieknącą z ust ślinkę i udał się w
kierunku hoteli. Chuć nie dokuczała mu tak bardzo jak zmęczenie.
Dopiero
w trzecim hotelu znalazł wolne miejsce. Sypnął złotem, wszedł na
górę,prostacko zaniedbując higienę osobistą zdarł z siebie
ubranie i walnął się na wyrko. Spał jak zabity.
Parę
chwil po szóstym pianiu koguta zbudził się gwałtownie wykręcił
rękę dziewczynie, która chciała zabrać jego rzeczy i rzucił ją
na łóżko. Położył jej lewe ramię na plecach i przycisnął
ciężarem swego ciała, a ważył ponad sto kilogramów z czego
znaczną część stanowiły potężne muskuły. Łóżko zgięło
się pod ciężarem i zatrzeszczało od nacisku.
—
Jak w tym kraju każą złodziei?- szepnął kobiecie do ucha.
—
Panie, ja tylko- jęknęła z bólu- sprzątam w pokojach- z trudem
łapała oddech.
Wtedy
puścił ją swobodnie.
—
Przepraszam, nie znam waszych zwyczajów- powiedział- Pierwszy raz
jestem w tego rodzaju przybytku.- zmieszał się Birkart. Zazwyczaj
nie krzywdził kobiet, jak twierdzili różni ojcowie młódek, które
w swoim życiu spotkał.
Dziewczyna
otarła nadgarstek i odwróciła się do napastnika. Nie chciała
spojrzeć mu w oczy, klient mógłby odebrać za bezczelność.
Dlatego skierowała swój wzrok na jego klatkę piersiową. Owłosioną
i muskularną. Widok ten zawstydził ją, więc spuściła wzrok,
który przebiegł po jego równie zadbanych mięśniach brzucha. Wtem
zatrzymał się na sporych rozmiarów części jego ciała. Przez
chwilę podziwiała jego męskość. Doszła do siebie kiedy
odchrząknął. — Proszę nie przeszkadzać sobie w pełnieniu obowiązków- rzekł Birkart.
— Musi być pan potężnym wojownikiem- stwierdziła służka.
—Jestem potężnym
kochankiem- odrzekł Birkart, wykorzystując nadarzającą się
okazję.
C.D.N
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz