To
był pierwszy raz kiedy Salim znajdował się w Komnacie Dowodzenia.
Wstęp tam przysługiwał tylko Generałowi Armii Imperialnej Sułtana
Amisztraju. Siedział na podwyższeniu w pozycji kwiata lotosu. Wokół
niego wisiały w powietrzu kryształowe kule służące do projekcji
i przekazywania informacji. Niektóre latały z miejsca na miejsce
zależnie jak gestem ręki je poruszał. Miał wgląd w najważniejsze
placówki wojskowe w mieście, kontakt z każdym wysokiej rangi
oficerem oraz magiem bojowym i oczywiście dostęp do pełnego
monitoringu Pałacu Sułtana. Teraz najważniejsza była mała kulka
unosząca się przed jego nosem. To ona pozwalała na kontakt z
najbardziej utalentowaną maghribi w Amisztraju, Aldaraią, właściwie
jedyną nadzieją na odparcie ataku tak potężnego maga bojowego jak
Birkart, czy chociażby poprzednik Salima Vazotas. Dlatego gdy kula
rozbłysła jaskrawym czerwonym światłem i upadła na podłogę,
serce generała ścisnęła trwoga. Nie było już ratunku.
Przywołał do siebie największą kulę i położył na niej dłoń.
Niebieskie nici wytrysnęły z niej pod wpływem jego dotyku.
Rozproszyły się po całej komnacie i połączyły z każdą kulą.
—
Wszyscy do Pałacu Sułtana!- rozkazał licząc, że nie jest za
późno.
Jasmine siedziała zamknięta w swojej komnacie w najwyższej wieży pałacu. W samym środku nocy usłyszała kroki strażników, krzyki, rzucane szybko rozkazy. Była zmęczona po uczcie i bolała ją głowa, a hałas tylko pogorszył jej nastrój. Walnęła pięścią kilka razy w drzwi pytając po co ten harmider i co się dzieje, ale nie otrzymała odpowiedzi. Domyśliła się, że postawiono straże przed jej komnatą co było dość niezwykłe, ponieważ żaden mężczyzna od dawna nie próbował jej odwiedzać nocą. Wzruszyła tylko ramionami i uznała to za kolejną fobię ojca. Otworzyła okno i spojrzała na gwiaździste niebo. Zobaczyła jak Myśliwy mierzy z łuku do Bestii, nad nimi Rycerz szarżował na Koniu w kierunku Smoka. Dalej Praczka zajmowała się sobą, Elfka siedziała pod Drzewem i podziwiała Kwiat. Szczyt Wieży zasłoniła chmura. Księżniczka oparła łokcie na parapecie. Chmura-pomyślała i rozmarzyła się- podobno w dalekich stronach, na zachodzie i północy, za Pustynią Dinar, na niebie roi się od chmur przybierających różne kształty, a nie ograniczały się do łączenia punktów jak to jest w przypadku konstelacji. Niektórym przypominają potrawy, miejsca, osoby.
Niczego
nie pragnęła tak bardzo jak zobaczyć niebo w innych krajach. Leżeć
na polanie i obserwować jak się zmienia. Zawsze wyobrażała sobie,
że będzie wraz z ukochanym całe dnie gapić się w chmury,
żartować, bawić się i kochać pod pokrytym białymi kształtami
niebem.
Sierp półksiężyca
połyskiwał czerwoną poświatą. Nagle w środku nocy rozległ się
potępieńczy skowyt, mrożący krew w żyłach, jakby zmarli
powstali z grobów, z chęcią podzielenia się ze światem
cierpieniem jakie ich spotkało w najgłębszych czeluściach
podziemi.
Za drzwiami komnaty
dało się słychać szamotaninę i kłótnię. Księżniczka
odwróciła się w kierunku wyjścia. Rozległ się krzyk, odgłos
upadających ciał. Do sali zaczęła wlewać się krew, zabarwionna
na czarno, lepka, mazista. Potem walenie do drzwi. Łup, łup, łup,
aż ustąpiły. Do sypialni wszedł Ahmed, dowódca gwardii pałacowej
umazany we krwi. Ściekała z kącika jego ust, a szkarłatna smuga
brudziła jego biały pancerz. Z każdym krokiem w kierunku
księżniczki słychać było jak życiodajny płyn chlupocze pod
stopami. Krew była nawet w jego oczach.
Jasmine
stała w miejscu sparaliżowana. Czuła jak knebluje ją niewidzialna
siła, zaciskająca palce zimnej dłoni na jej gardle, więżąc
oddech. Ahmed chwycił księżniczkę za przegub prawej ręki i bez
słowa cisnął na łoże. A jednak zdołała krzyknąć. Zaczął
zdejmować zbroję, z wprawą doświadczonego żołnierza. Żadnego
zbędnego ruchu, tylko sekwencje działań wyćwiczone podczas
służby, wykonywane z prędkością niedostrzegalną dla
niewprawnego oka. Stal szczęknęła o podłogę. Jasmin uciekła do
wezgłowia łoża, kuląc się ze strachu. Dowódca gwardii skoczył
za nią i przycisnął do łoża. Nachylił się nad nią, tak że
krew zabitych strażników kapała do ust córki sułtana. Wzdrygnęła
się, a on zaczął całować jej szyję.
Potężny
cios złamał mu trzy żebra i odrzucił na ścianę. Wrzasnął z
bólu gdy jeden ze strażników miejskich zdążył podbiec i kopnąć
go w głowę. Świat zaczął wirować i zasnuwać się mgłą zza
której wyzierała sylwetka mężczyzny wielkiego jak niedźwiedź.
Chwilę później poczuł ciężar naciskający na skroń. Stworzenie
ze smogu w czarnym kapocie zasłaniającym twarz chwyciło go za
gardło i poniosło w objęcia nocy. W ciemność.
Ciepło
i obrzydzenie. Prąd odrazy rozchodzący się po całym ciele, gdy
dowódca pałacowej gwardii był nad nią nad nią. Pot, nienawiść,
strach. Tyle z tej nocy zapamiętała Jasmine.
Gdy
tylko Birkart zabił niedoszłego gwałciciela odgarnął z czoła
czuprynę czarnych włosów i spojrzał się w kierunku córki
sułtana. Może w nieco innych okolicznościach zachowałby się jak
książę z bajki, ale nie dziś. Ostrożnie podszedł do dziewczyny
i zakrył jej usta dłonią.
—
Mrugnij dwa razy jeśli mnie rozumiesz, raz jeśli nie-
pojmujesz?-zapytał.
Dwa
mrugnięcia.
—
Czy wiesz gdzie jest sułtan?
Odwróciła
wzrok.
—
Posłuchaj mnie słodziutka, nie mam zamiaru zrobić ci krzywdy i
tego nie zrobię. Równie dobrze mogę teraz sobie wyjść jak gdyby
nigdy nic. Wtedy sama martw się o żołnierzy, którzy przyjdą
zobaczyć co się stało. Albo możesz pomóc mi znaleźć swojego
ojca, jednocześnie będąc w najbezpieczniejszym miejscu w pałacu-
przy mnie. Co wybierasz? Pomożesz mi?
Dwa
mrugnięcia.
—
Mądra dziewczyna-stwierdziłi oderwał rękę od jej twarzy.
—
Kim jesteś?- zapytała Jasmine jak tylko zdołała złapać
powietrze.
—
Jestem Birkart. Twój ojciec nasłał na mnie skrytobójcę a ja chcę
wiedzieć dlaczego i moze przy okazji pomóc mu rozwiązać jego
problem. Mniej więcej tak to wygląda- powiedział i
bezceremonialnie pociągnął ją za rękę.
—
Dokąd idziemy?
—
Na pewno znasz przejście do piwnicy, podziemi czy też lochów,
gdzie w dzieciństwie zabroniono ci się bawić.
—
Tak było takie jedno tajne przejście dokądś, mówili mi, że
niebezpiecznie jest tam biegać.
—
Więc tam idziemy. Prowadź- kazał.
Księżniczka
zatrzymała się przed olbrzymią kałużą krwi i spojrzała na
wybawcę.
—
Cholera!- zaklął Birkart i wziął ją na ręce.
Przeniósł
ją obok sześciu ciał już wyzutych z każdej drobinki osocza,
zastygniętych w agonalnych pozycjach. Przez ten czas miała
zamknięte oczy, ale zapachu śmierci nie da się zdławić. Każdy
krok maga kończyło chlupotanie krwi pod stopami. Postawił ją
dopiero po jakiś trzydziestu stopniach, gdzie jeszcze nie dotarła
krew. Przez długi czas schodzili z wieży w milczeniu. Jasmine
poprowadziła Birkarta za schody. Wymacała kamień i nacisnęła go.
Otworzyło się przejście, pierwsze z wielu, które mieli razem
przejść.
—
Pójdziemy skrótem- powiedziała.
Pół
klepsydry wcześniej.
Pałac Sułtana został zapełniony żołnierzami, strażnikami i
gwardzistami. Każdy korytarz patrolowały sześcioosobowe oddziały
mieszanych formacji. W dodatku każdej komnaty strzegło po cztery
osoby. Tych najważniejszych jak sypialni sułtana, sypialni
pierwszej i drugiej konkubiny, harem i sypialni księżniczki
pilnowali elitarni pałacowi gwardziści po wieloletnim szkoleniu,
najbardziej lojalna formacja w Imperium Amisztraju.
Na dostanie się do Pałacu Sułtana w stanie kompletnego zamknięcia
są dwa sposoby. Pierwszy to pójść w ślady Birkarta. Znaleźć i
oszołomić stróża prawa o zbliżonej posturze, przebrać się za
niego, ukryć ciało i wejść przez główną bramę niezauważony
razem z tysięcem żołnierzy.
Saraphine wybrała trudniejszą drogę. Zaczepiła linkę z hakiem na
murze okalającym pałac. Od razu poczuła jak hak zawadza o
poddasze. Pewnie wciągnęła się na górę i z gracją skoczyła na
podwórze. Natychmiast owinęła sznur wokół lewej ręki i pobiegła
w kierunku zabudowań. Ominęła południowy minaret. W myślach
zliczyła kroki. Pięć, dziesięć, dwadzieścia. Zarzuciła linkę
na wysokość drugiego piętra. Zgodnie z planem okno było otwarte.
Wspięła się do środka.
Komnata dowódcy gwardii pałacowej była wręcz prymitywnym
pomieszczeniem. Równie dobrze mogłaby służyć za celę więzienną,
gdyby nie szerokie okno. Prycza, stolik i szafa to wszystko co tam
było. Saraphine z zadowoleniem zauważyła, że fiolka z trucizną,
którą przekazała Ahmedowi zniknęła. Spokojnie podeszła do drzwi
komnaty. Usłyszała po drugiej stronie tylko dwa równomierne
oddechy. Strażnicy musieli stać sztywno, bacząc by nikt
niepowołany nie dostał się do środka. Asasynka wyciągnęła zza
pleców zakrzywione ostrze. Delikanie uchyliła drzwi. Rzuciła się
naprzód niczym pantera, wywijając mieczem utaczając z gardeł
strażników krew. Następnie skierowała się w lewo. Od tej strony
nadchodził oddział. Schowała się we wnęce za posągiem mężczyzny
z pokaźnym przyrodzeniem. Gdy tylko dwaj pierwsi strażnicy minęli
jej kryjówkę wyskoczyła na następnych. Szybkie zamaszyste cięcia,
parę pchnięć i żołnierze byli martwi. Leżeli na podłodze
podziurawieni jak dziewica w burdelu. Asasynka pobiegła dalej. Na
skrzyżowaniu korytarzy uniknęła kolejnego oddziału. Poszła w
prawą stronę w kierunku głównego holu. Była jak cień skaczący
po ścianie. Zjawiskiem tak naturalnym, że niezauważalnym. W
głównym holu ukryła się za trzydziestostopowym posągiem kobiety
o sześciu ramionach, pochodzącym z dalekiego wschodu. Założyła
szamszir na plecy, sprawdziwszy czy dobrze się trzyma. Wzięła
fiolkę z fioletowym płynem i wypiła ją
—
Bądź błogosławiona Banshee-
szepnęła, a z jej ust rozległ się przeraźliwy krzyk. Rzuciła
zatrutymi igłami w dwóch wartowników stojących przy bramie. Na
tyle mocno, by nie dało się określić po pierwszych, niedokładnych
oględzinach przyczyny zgonu. Powtórzyła to czynność na innych
strażnikach.
W pewnym momencie z setki żołnierzy zgromadzonych właściwie na
pierwszej lini obrony zrobiło się osiemdziesięciu zabobonych
mężczyzn myślących tylko o sobie, żądnych zemsty, mordu,
złaknionych bogactwa i kobiet jakie kryły się w Pałacu Sułtana.
Horda mężczyzn pijanych szaleństwem
Skoro
już otworzyła Birkartowi bramę do pałacu, gdzie zapewne zamierzał
się dostać wystarczyło tylko chwilę poczekać i sprawdzić czy
połknie haczyk.
Saraphine przekradła się obok szlachtujących się żołnierzy.
Uniknęła rozbryzgu czerwonej posoki, przeskoczyła nad trupem,
jednym, drugim, trzecim. Mknęła jak strzała przed siebie. Wbrew
jej oczekiwaniom Birkart nie przyszedł. Pozostawiało to tylko jedną
możliwość- już tu był. Zabójczyni odbiła w korytarz po prawej.
Wyłaniając się z zakrętu dobyła sztyletów. Wbiła jeden
wartownikowi między żebra, a drugi w podbródek. Wyciągnęła je,
podcięła mu gardło i kopnęła umierającego. Ten przewrócił się
o ciało swojego towarzysza, którego najwidoczniej gwałcił.
Asasynka nie przejęłą się sceną i pędziła dalej. Jedyną jej
szansą na znalezienie zarówno Birkarta jak i Puchar Maximilliana,
legendarnego założyciela Królestwa Ithor, była Komnata
Dowodzenia. O ile można powiedzieć, że ktoś ma ten bajzel pod
kontrolą.
Generał Armii Imperialnej Sułtana Amisztraju zmierzał w kierunku
labiryntu w podziemiu, gdzie znajdował się jego suweren. Wydarzenia
przerastały każdego kto znalazł się w pałacu. Wszyscy magowie są
na zewnątrz i badają anomalię jaka powstała po zaklęciu
Birkarta, a żołnierze wpadli w morderczy szał i zabijają się
nawzajem. Jedyna osoba, która mogłaby w takiej chwili wesprzeć
Salima najpewniej zginęła z ręki maga bojowego. Najgorsza była ta
niepewność. Generał nie wiedział czy Birkart w ogóle ma Puchar,
dlaczego mag otwarcie atakuje Imperium, co dzieje się z Ahmedem i
sułtanem? I najważniejsze jak powstrzymać zamieszki przed
rozprzestrzenieniem. Idąc mijał stosy trupów. W otwartych salach
dochodziło do gwałtów i wszelkiego rodzaju dewiacji. Szaleni
żołnierze rzucali się na swojego przełożonego z krzykiem na
ustach. Za każdym razem dołączali do swoich poległych towarzyszy.
—
To miejsce nie jest już Pałacem
Sułtana- pomyślał na głos Salim.- To istny Pałac Szatana.
Skręcił w prawo. Jego oczom ukazało się otwarta wyrwa w ścianie,
tajemne przejście do schronu sułtana. Miejsce, które nie powinno
być tak nonszalancko udostępnione hordom strażników, którzy
stracili nad sobą panowanie. Widok ten przeraził generała bardziej
niż fakt rzezi urządzonej między innymi przez jego ludzi.
Sułtan leżał na tronie w swojej komnacie wewnątrz labiryntu.
Miał wywrócone białka oczu na wierzch. Z rozdziawionych ust
toczyły się resztki fioletowej piany skapując na jego bujną
owłosioną klatkę piersiową i wędrując dalej przez pokaźne
brzuszysko, lądując na podłodze.
Jasmine podbiegła do ojca ze łzami w oczach. Birkart podszedł do
księżniczki i delikatnie ją objął. Sytuacja nie zadowolała
żadnej ze stron. Mag nie miał już szans dowiedzieć się jakiego
artefaktu szukał sułtan, a Jasmin nie mogła czuć się bezpiecznie
we własnym domu. Kiedy tylko dziewczyna otrząsneła się, zaczął
szukać wskazówek w pokoju. Podniósł kielich z winem. Powąchał
jego zawartość i spróbował odrobinę. Na języku poczuł znajomy
gorzki smak hydrosu jednej z dość popularnych trucizn, działających
tylko po zmieszaniu z alkoholem.
Wtedy wszystko zaczęło się układać. Elissa z Le'clois działała
w porozumieniu z kimś z otoczenia Sułtana Amisztraju, najpewniej z
Dowódcą Gwardii Pałacowej. Ten otruł sułtana kiedy znaleźli się
sami w z pozoru bezpiecznym miejscu. Pytanie czemu poszedł prosto do
sypialni księżniczki zamiast zwyczajnie zapanować nad sytuacją.
Przecież mógł powiedzieć, że ostatnim życzeniem sułtana było,
iż jego córka ma się ożenić z dowódcą i właściwie byłoby po
sprawie. Ale mimo to niedoszły spiskowiec wpadł w dziwny szał.
Ach!- pomyślał Birkart.- Skowyt Banshee! Nie każdy ma dość woli
by mu się oprzeć. To ciekawe czemu właśnie teraz było go
słychać. Zupełnie jakby został celowo wywołany. Na przykład
przez asasynkę, która chciała bym łatwo dostał się do Pałacu.
Pewnie chciała zwalić na mnie winę za rzeź w pałacu i śmierć
sułtana. Wystarczyłoby tylko mnie zabić i na miejscu pozostawić
dowódcę gwardii pałacowej jako bohatera narodu, przy tym samemu
wykraść magiczny artefakt. Tylko że ani sułtan, ani Birkart nie
byli w jego posiadaniu.
Aryk z Dolnej Równiny nie wyglądał najlepiej. Rozbity lewy łuk
brwiowy, żuchwa wisząca z czaszki. Prawa ręka wykręcona w trzech
miejscach- w nadgarstku, połowie kości ramienia i w łokciu,
pogruchotana i widocznie złamana. Z lewej ręki nie zachowało się
wiele, gdyż przechodzący obok zaułku lis pustynny zdołał porwać
odrąbaną kończynę, posilić się mięsem , wyssać szpik i
schrupać kości. W cieło arganianina wbitych było pięć ostrzy,
które utrzymywały trupa w pozycji siedzącej, przytwierdzając go
do muru. Wokół zaczęły krążyć muchy.
Mordowanie ludzi nie leżało w naturze Kondeusza, ale zapłata była
sowita. Kto mógłby pomyśleć, że król Ghwarii płaci tyle złota
za mały czerwony kamyczek, którym ozdobiony był złoty puchar?
Zresztą samo naczynie jest bezużyteczne, ma tylko wartość
historyczną dla Królestwa Ithor. Porzuci je w najbliżeszj
gospodzie. Koniecznie musiał się napić i przygotować do męczącej
podróży przez pustynię.
Jasmine zasłoniła własnym ciałem Birkarta. Mimo żałoby jaką
przeżywała była w stanie zachować dość rozsądku, by nie
pozwolić na śmierć swego wybawcy.
Generał Salim w ostatniej chwili wstrzymał się od zadania ciosu.
Ostrze szabli prawie dotykało szyi księżniczki. Salim cofnął
rękę.
—
Co to ma znaczyć?- zapytał.
—
To na co wygląda- odpowiedział
Birkart odwróciwszy się twarzą do rozmówcy.- Sułtan nie żyje,
został otruty. Umarł król, niech żyje królowa, jakby to
powiedzieli w Ithor.
—
Sam go zabiłeś ty kurwi synu!-
wrzasnął generał.
Złapał Jasmine za ramię i probował ją odepchnąć. Księżniczka
strąciła ciężką rękę dowódcy armii.
—
Uważaj co robisz! Zgodnie z prawem
sukcesji jestem twoją władczynią, Sułtanką Amisztraju, czy jak
to się tam tytułuje!- wykrzyknęła mu prosto w twarz.
Generał cofnął się nie dowierzając butności Jasmine. Nie
wiedział co myśleć. Czy to była część intrygi uknutej przez
córkę Sulejmana by przejąć władzę? Postanowił zaryzykować,
nie dbał już o swoje życie, nie mówiąc o honorze.
—
Czy macie Puchar Maximiliana?
—
A więc o to wam chodzi?- Birkart
nie krył zdziwienia.- Ukradliście najcenniejszą historyczną
pamiątkę Królestwa Ithor, puchar Pierwszego Króla Ithor,
Założyciela et cetera? Naprawdę wierzycie, że ma magiczną moc?
—
Tak, a przynajmniej według
Sulejmana- odparł generał.
—
Ale o co chodzi?- zapytała
zmieszana Jasmine.
Birkart skoczył w kierunku Salima prawie taranując księżniczkę.
Zgromadził błyskawicę w dłoniach i zatrzymał zakrzywione ostrze
szamsziru zanim trafiło w generała Salima. Wykorzystał swoją
przewagę fizyczną i rzucił zabójczynią o ścianę.
Asasynka odbiła się z impetem od ściany, ale wypuściła z rąk
miecz. Zdążyła jedynie przyjąć postawę do walki wręcz zanim
generał wymierzył w jej gardło własną broń. Obrzuciła mężczyzn
chłodnym spojrzeniem szczura, który znalazł się w pułapce.
—
Szukasz Pucharu, prawda?- zapytał
Birkart. Widząc jej reakcję kontynuował- Muszę cię rozczarować,
ale go nie mamy. Właściwie to nigdy żadne z nas nie było w jego
posiadaniu. Możesz puścić ją wolno- polecił Salimowi.
Kiedy generał odłożył broń zabójczyni ruszyła do wyjścia.
Więcej tej nocy jej nie widzieli.
—
Dlaczego nie chciałeś jej
przesłuchać?- zapytał Salim.- Dowiedzielibyśmy się dla kogo
pracuje!
—
Nie powiedziałaby nic, prawda?-
wtrąciła się Jasmine.
Birkart przytaknął.
—
Wiemy tylko tyle, że Pucharu
pożądały co najmniej trzy strony: Imperium, Bractwo i jeszcze
ktoś. Nie sądzę, iż w grę wchodzi wywiad Ithor, to ktoś inny,
kto ma własny plan co do użycia jego mocy o ile jakąś posiada, w
co szczerze wątpię.
—
Przypomnę ci, że masz też inny
problem. Śmierć Sułtana.
—
Ale on nie zabił ojca!- księżniczka
wstawiła się za magiem.
—
Może i nie, ale jak myślisz po co
to całe zamknięcie Pałacu Sułtana, straże i uzbrojenie?
Myśleliśmy, że Birkart jest w posiadaniu Pucharu.
—
Dlatego wysłaliście na mnie
skrytobójcę. Jednak wcześniej narobiłem hałasu w burdelu walcząc
z tamtą barbarzynką.
—
W burdelu?!- oburzyła się Jasmine.
Birkart westchnął.
—
Tak- odpowiedział i kontynuował
swoją wypowiedź- Wasze działanie to reakcja właśnie na to
wydarzenie. Pomyśleliście, że jestem mocno wkurwiony sytuacją i
zaatakuję sułtana.
—
Dokładnie, a ty najwidoczniej
wiedząc to przyszedłeś tutaj. Po drodze zabijając nadworną
maghribi.
—
Maghribi? A, pewnie chodzi o tą
czarodziejkę z ogrodu! Spokojnie jest tylko nieprzytomna- zapewnił
Birkart.
—
Pokonałeś Aldaraję?- księżniczka
z każdą chwilą coraz bardziej podziwiała dokonania maga.
—
Kontynuując, przyszedłem do
Pałacu, by wyjaśnić nieporozumienie i zawrzeć niejako sojusz.
—
Sojusz? Jaki sojusz?
—
Ja pomogę wam, wy odpierdolicie się
ode mnie. Tak mniej więcej wyglądałaby moja propozycja.
—
Teraz to możesz sobie tak mówić.
—
Vazotas!- nagle krzyknęła Jasmine.
Mag i generał spojrzeli się na nią. Najpierw Birkart zrozumiał o
co jej chodzi.
—
Tak to by miało sens. Zbuntowany
generał, mógł mieć swoich ludzi na dworze i wiedzieć o
posunięciach Sułtana. Teraz pewnie przejął artefakt i z jego
pomocą chce zająć Amisztar.
—
Kurwa, brzmi zupełnie jak coś na
co byłoby stać Vazotasa! Tylko co z tym zrobić? Vazotas był
generałem armii i najpotężniejszym magiem bojowym w Amisztarze. W
dodatku twórcą. Przejebaniutko!- wściekł się Salim.
—
Możemy zrobić jedno- zaproponował
Birkart.- Uspokoimy sprawy w pałacu, ogłosimy Jasmine nową
sułtanką, a Vazotasa zostawcie mi. Tylko powiedzcie mi czy wiecie
jakiej magii stosuje, żebym mógł się przygotować.
Jasmine
i generał Salim obejrzeli się z podziwem na Birkarta. Ten oto obcy
człowiek, niesłusznie oskarżony i skazany z mocy prawa na śmierć,
oferował swym oprawcom pomoc.
Czego
zażąda w zamian?- zastanowił się Salim. Ale zanim zdołał
wyrazić swój niepokój odezwała się księżniczka.
—
Zrobimy jak mówisz- i skłoniła
się.
Pustynia Dinar nie należy do miejsc, które będę miło wspominać.
Nawet nie zdążyłem porządnie wypocząć po mojej pierwszej
podróży przez nią. Teraz jestem na środku pustyni. Z trudem
orientuję się w stronach świata. Próbuję iść dalej, szukać
miejsca gdzie możnaby się schronić. Dobrej kryjówki z oazą lub
małym źródłem wody. Przestrzeni na której zmieści się mała
armia jaka poszła za Vazotasem.
Czy robię to dla jakiejś dupki? Nie. Siła wyższa pchnęła mnie
na tę drogę więc nią podążam. Jestem ciekaw co się stanie.
Wręcz dostaję dreszczy z ekscytacji. Mistrz mnie zabije kiedy się
dowie co zaszło.
Gdzieś tam pośród piasków największej pustyni na kontynencie
słychać donośny śmiech. Śmiech szaleńca.
Koniec
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz